Dokładnie miesiąc temu urodził się nasz trzeci Maluch - Jaś. Wszystko miało być proste i zwyczajne a okazało się, że przeprowadzka na Maltę to był jedynie delikatny przewrót w naszym życiu w tym roku, a dużo większy dopiero się czaił. Okazało się, że nasz Jaś urodził się z rzadką wadą serca. Pierwsze 3 tygodnie życia spędził w szpitalu na Malcie i w Londynie. Przez ten miesiąc rzadko kiedy nadążałam za tym co się dzieje, po prostu się działo - raz lepiej, raz gorzej. Dziś jesteśmy w domu z myślą, że jeszcze wiele przed nami, a najważniejsze to dotrwać do operacji. Wierzę, że obecna stabilizacja Jasia to zasługa modlitw wielu ludzi! Cieszymy się byciem w Piątkę, choć nie ukrywam jestem zwyczajnie zmęczona wielką kumulacją nieszczęść. Już się przekonałam, że limit nieszczęść nie istnieje, ale jak to dziś przeczytałam na blogu innej Mamy- limit nadziei też nie istnieje :) O szyciu na razie mogę pomarzyć, ale to co widać poniżej chciałabym skończyć w tym roku, bo święta jak na złość n...